Recenzje

 

Grzegorz Chojnowski rozmawia z Olgą Czernikow:

 

http://www.prw.pl/articles/view/19212/straszydla-na-co-dzien

 

Olga Czernikow, tłumaczka, znawczyni czeskiej literatury, przygotowująca na Uniwersytecie Wrocławskim doktorat na temat Karla Michala.

 

Plik do posłuchania

 

 

 

Paweł Smoleński:

 

http://wyborcza.pl/1,121996,10853566,_Straszydla_na_co_dzien__Karel_Michal.html 

 

...W szarej Czechosłowacji realnego socjalizmu „Straszydła" stały się bestsellerem. Powodów było kilka. Po pierwsze, absurdalność poczucia humoru Michała, wyrosła z tego cudownego czechosłowackiego (czeskiego?) uśmiechu, gdzie za zadowoloną, poczerwieniałą twarzą piwosza kryje się sentymentalno-gorzka wiedza i namysł godny antycznych filozofów, musiała trafić w gust czytelników. Michal – pisano – zachwycił „bezwstydną oryginalnością i oryginalną bezwstydnością".

 

Po wtóre, jeśli coś jest dość absurdalnie śmieszne, niby bez powodu, lecz za to w kraju rządzonym cenzurą i nowomową partyjnych przemówień, może uchodzić za antypaństwowe. A co w krajach oficjalnie smutnych i nadętych planami pięcioletnimi smakuje bardziej niż antypaństwowość? Co jest bardziej sexy niż doszukiwanie się podtekstów, ukrytych znaczeń dostępnych tam, gdzie między liniami słów pojawiają się białe odstępy? Mrugnięcie okiem znaczy niekiedy więcej niż wejście na barykadę. I dlatego Czechosłowacja pokochała Michala.

 

Po trzecie, to naprawdę dobra literatura. Dla nas dochodzi jeszcze frajda słuchania. Prozę Michala podają nam Krzysztof Globisz, Maria Seweryn, Marian Opania, Wiktor Zborowski, Krzysztof Gosztyh, Jerzy Stuhr, Maria i Jan Peszkowie. Gdybym
miał gorszy charakter niż w istocie, ustawiłbym ranking aktorów czytających opowiadania Michala i w ten sposób skłóciłbym ich bezapelacyjnie, bo – wiadomo – aktor to stworzenie próżne i skore do rywalizacji. Ale ponieważ nie chcę, żeby się kłócili, albo – przeciwnie – niech się domyślają, który lepszy, podobnie jak ukrytych znaczeń domyślali się czytelnicy Michala, dam wszystkim celujący. A jak Państwo ich ocenią – wasza sprawa. [...]

 

„Duży Format – Gazeta Wyborcza”, 22.12.2011

 

 

Mariusz Szczygieł:

 

http://www.mariuszszczygiel.com.pl/539,blog/czechofil.pl.-jajo-pana-houski

http://wyborcza.pl/1,76842,6657098,Jajo_pana_Houski.html  

 

...O czym są Straszydła na co dzień? To siedem opowiadań. Do racjonalnego świata – jak w Mistrzu i Małgorzacie – wkracza irracjonalne. Brukarz Houska przez przypadek wysiaduje jajo. Zgodnie z demonologią ludową ten wysiedziany z jaja kurczak swojemu panu (temu, co go wysiedział) musi przysparzać bogactwa, pomagając mu w pracy. Skoro trafił na brukarza, to za niego brukuje… Młodszy księgowy z działu płac umie w ciągu chwili zamienić się w niedźwiedzia i postanawia to wykorzystać, żeby znaleźć ciekawszą pracę. W cyrku mówią mu, że przemiana w niedźwiedzia, to nic specjalnego, niedźwiedź – księgowy na nikim nie zrobi wrażenia, bo liczących zwierząt jest na kopy… 

Pewnego wieczoru do mieszkania dziennikarza wlatuje przez okno zdechły kot. Bada go lekarz i okazuje się, że kot, mimo że martwy, ma sporą wiedzę. Do tego zawsze odzywa się w drugiej osobie liczby pojedynczej. Jak czegoś nie wie, mówi: „Nie masz odpowiedniej wiedzy” lub coś w tym stylu. Chociaż najczęściej wiedzę ma, a na pytania odpowiada w takim języku, w jakim pytanie jest zadane. Jego wypowiedzi są – jak powiedziałby Czech – śmiertelnie logiczne. Kot kończy w klasztorze zamkniętym, bo ma wadę: mówi tylko to, co myśli, czym powoduje same kłopoty.

Znaczenie opowiadań Karela Michala odczytywano na początku lat 60. w mig. Czytelnicy, jak głodny pies z kości, wysysali z nich wszystkie znaczenia i skojarzenia. Ogałacali je z jakichkolwiek niedomówień. (Co do nieżywego kota: w totalitaryzmie nawet martwi są niebezpieczni i muszą być uciszeni).

Co możemy wyczytać z nich dziś? To, co z Przygód dobrego wojaka Szwejka, który w swoich czasach był tylko „wulgarnym zbiorem anegdot”, ale przeobraził się w dzieło filozoficzne, choć przecież nie zmieniono w nim ani linijki. O Straszydłach... pisano, że to nowy Szwejk, tyle że głębszy. [...] 

 

 

Max Fuzowski:

 

http://kultura.newsweek.pl/czeskie-zjawy,33938,1,1.html 

 

...wydany w 1961 roku zbiór opowiadań Straszydła na co dzień [...] to siedem historii ze zjawami, marami i innymi mieszkańcami zaświatów w rolach głównych. Dowód na to, że Pavel Buksa był jednym z najciekawszych czeskich twórców swoich czasów. [Autor] doceniony w ojczyźnie właśnie dzięki Straszydłom..., przez kolejne dziesięciolecia pozostawał zapomniany.


Literacki dorobek Michala nie jest obszerny. Raptem dwa zbiory opowiadań, trzy krótkie powieści i dwie sztuki teatralne. Dziś jego proza powraca, młodzi Czesi za nią przepadają, a sam Michal zyskał status autora kultowego. 

 

[...]

 

Literacko Karel Michal był spokrewniony z Jaroslavem Haškiem i Karlem Čapkiem. Łączył humor pierwszego z fantazją drugiego, dorzucając jeszcze absurd rodem z tekstów Franza Kafki. Jego życie przypominało jednak bardziej losy zmarłego również śmiercią samobójczą Bohumila Hrabala. O ile ten ostatni dopiero po ukończeniu studiów prawniczych został skierowany do pracy w hucie, o tyle Buksa musiał przejść prawdziwą drogę przez mękę, żeby studia w ogóle rozpocząć. Zaszkodziło mu inteligenckie pochodzenie. I tak zamiast wymarzonej architektury musiał wyuczyć się fachu ślusarza. Już jako wykwalifikowany robotnik został skierowany na budowę przyszłej dumy czechosłowackiego przemysłu, huty im. Klementa Gottwalda w Ostrawie. Hrabal przypłacił pracę fizyczną utratą zdrowia, Buksa miał więcej szczęścia. Okazał się robotnikiem tak sprawnym, że pozwolono mu wreszcie podjąć studia, tyle że nie architektoniczne, ale medyczne. Zresztą szybko je rzucił, aby zatrudnić się w stadninie koni. Gdyby nie te doświadczenia, zapewne nie napisałby nigdy nawet linijki prozy. [...]

 

 

Mirosław Spychalski:

 

http://blogi.newsweek.pl/Tekst/popisztuka/526101,Wiecej-niz-szwejk.html

 

...Mimo że od jej powstania mija pół wieku, książka nadal uwodzi fantazją i poczuciem humoru. A zatem można powiedzieć, że przetrwała swój literacki „czyściec”. Tytułowe Straszydła to fantastyczne istoty, które nagle pojawiają się życiu prawych a raczej prawomyślnych obywateli komunistycznej Czechosłowacji i demolują ich „racjonalny” i poukładany świat. Książka po latach okazuje się nie tylko zwykłą, krótkotrwałą satyrą, jest boleśnie aktualna. Jej bohaterami mogliby być spokojnie pracownicy współczesnej korporacji czy obywatele zjednoczonej Europy. Albowiem – jak wiadomo – głupota ludzka jest uniwersalna i ponadczasowa.

 

[...]

 

„Straszydła” od Szwejka, a także od, tak lubianych przez Polaków Bohumila Hrabala i Oty Pavla, zdecydowanie różni jednak stosunek do współrodaków. Stosunek Michala do Czechów nie jest tak ciepły. Nie są oni – jak u tamtych – pełnymi śmiesznostek, ale jednak godnymi współczucia i ciepłej uwagi, bo pomiatanymi przez chorą historię, biednymi, szarymi ludźmi, którzy nie pragną niczego innego niż normalnego życia. Przypomina raczej stosunek Woody’ego Allena do Żydów. Michal dla rodaków nie ma litości. Nie są oni niewinnymi Szwejkami, ale raczej „pierdziochami”, co w terminologii Michala oznaczało człowieka, który „ma trudne życie, bo stara się upodobnić do innych pierdziochów. A jego agresywność bierze się z niepewności, gdzie się wpisać, aby być normalnym. Musi to zrobić, aby się poczuć częścią czegoś, aby się nie bać, że jest wariatem”. W takim właśnie świecie Karel Michal, skoro nie mógł zostać tym, kim pragnął, jak najbardziej chciał być wariatem. Został więc pisarzem. Bowiem świat, który tworzy jednowymiarowych pierdziochów, był dla Michala przerażający. „Straszydła” oczarowały kontestującą w latach sześćdziesiątych młodzież, dla której Karel Michal ze swoim stosunkiem do świata był na tle szarej czeskości „pięknym niezależnym szajbusem” – jak go nazwał Karel Hvížďala. [...] 

 

 

 Gabriel Leonard Kamiński:

 

http://www.ksiazka.net.pl/?id=49&tx_ttnews%5Btt_news%5D=429&cHash=2a2610c31d

 

...Przygoda życia p. Mikulaszka, doznania administratora Pryszczaka czy spotkania III stopnia brukarza Houska z tajemniczym jajem dają przedsmak tego, co spotkamy na stronach zbioru opowiadań Michala zapisanych pod znamiennym tytułem Straszydła na co dzień. Bowiem w zależności od „straszydeł" świątecznych czy weekendowych, te pojawiają się w życiu swoich bohaterów codziennie. Stając się towarzyszami ich nielekkiego życia w świecie kompletnie poddanemu filozofii materializmu dialektycznego. A ten znowu obwieszcza im swoje istnienie w sposób transparentny - w formie ideologicznych haseł na murach, sztandarów, lub sztrajf przedzielających ulicę na pół... i wówczas. Ale tego państwu nie mogę zdradzić, gdyż zabronił mi tego mój... Sobowtór – kończący właśnie czytać te opowiadania. 

Dziwolągi, straszydła takie jak Poddasznik czy Kokesz stają się z czasem alter ego swoich „odkrywców" nie opuszczając ich na krok, naśladując ich postępowania, nawyki, a czasem nawet próbując zamienić się w ich „lepszą połowę" jak Klobuk brukarza Houska.

Irracjonalność tego świata tak naprawdę staje się jedyną deską ratunku dla w miarę normalnego przeżycia w świecie rzeczywistym; napiętych planów, głodowych stawek, czarno-białej wizji przyszłości...zaraz jakiej przyszłości? Przecież tak naprawdę „straszydła" dziedziczy się po wcześniejszych pokoleniach. Oni też próbowali pozbyć się ich ze tego świata, ale wychodzili na tym jeszcze gorzej niż... 
Więc lepiej pogódźmy się z tym stanem obecności w naszym żywocie istot nazwanych dla określenia ich postaci „straszydłami" pochodzącymi ze sfer, ale jakby trochę innych... no jakby to powiedzieć żeby nie wyjść na niedowiarka – ze sfer „Uduchowionego" spirytyzmu. [...]

 

http://www.ksiazka.net.pl/?id=49&tx_ttnews%5Btt_news%5D=10254&cHash=5de32a06b4